Rynek jest pełen niesprzedanej powierzchni biurowej

Rynek jest pełen niesprzedanej powierzchni biurowej

Warszawa przez długi okres czasu była w Europie jednym z największych placów budowy. W stolicy powstawało rocznie kilka drapaczy chmur a na rynku pojawiało się kilkaset tysięcy metrów powierzchni biurowej do wynajęcia. Przez kilka lat szukanie chętnych do wynajęcia biurowców było wymarzoną pracą, bowiem klienci sami przychodzili z prośbą. Jednakże od dwóch lat rynek uległ diametralnej zmianie. Okazało się, że chyba przekroczono barierę tak zwanej chłonności, czyli poziomu, powyżej którego brakuje już chętnych na wynajem. W Warszawie jest to stosunkowo nowe zjawisko, jednakże jego skala szybko się rozwija. Oczywiście jedną z pierwszych reakcji deweloperów i inwestorów było zamrożenie lub wręcz zrezygnowanie z kolejnych planów budowlanych, co z kolei znacznie pogorszyło sytuację finansową w wielu firmach z tej branży. Na dzień dzisiejszy można zauważyć znaczący spadek cen, jakie się oczekuje za metr powierzchni biurowej do wynajęcia. Rabat sięga już trzydziestu procent i można się spodziewać dalszej przeceny. Takie zjawisko nie jest niczym nowym i przechodziły je wszystkie większe miasta w Europie Zachodniej. Po kilkuletnim zawirowaniu, sytuacja zapewne powróci do wcześniejszego stanu. Ważne, że deweloperzy i inwestorzy w porę dostrzegli problem i mogli się jeszcze wycofać z wielu projektów. Okazuje się, że każda branża, choćby nie wiadomo jak obiecująca, ma swoją maksymalną chłonność, powyżej której zaczynają się kłopoty. Niejeden kraj w ostatniej dekadzie przekonał się o tym na własnej skórze.